czwartek, 25 listopada 2010

Zima

Nie da się ukryć - zima nadchodzi. A tak wszyscy straszyli śniegiem w połowie października :)
Sezon dokarmiania ptaków rozpoczęty. Proszę Państwa, oto grubodziób!


Grubodziób (Coccothraustes coccothraustes)
Foto - Panasonic Lumix FZ50



środa, 24 listopada 2010

Italia c.d.

Poprzednia notka była wstępem do kolejnych zdjęć. Tym razem trzeci - ostatni dzień w Rzymie. Lot do Warszawy miałam na szczęście po 16, dzięki czemu mogłam zwiedzić Watykan i okolice. Spakowana ale niezadowolona (przez cały pobyć nie miałam drzwi do prysznica przez co załam pokój, zgłaszałam to 4 osobom, każda zwalała winę na poprzednika a na koniec dostałam rabat 5€, koszmar) ruszyłam na plac św. Piotra.

Czy wspominałam, że mieszkałam przy samej rzece?





Wchodząc na plac św. Piotra miałam mieszane uczucia. Architektura tego miejsca przytłacza. Wielość kolumn, okien a w tym dniu - krzeseł. Jeszcze nie było tłumów, ale z racji, że to była niedziela - spodziewałam się ich o 12.






Pieta Michała Anioła

W tym miejscu zadzwonił mi telefon. Z prawej kończyła się msza. Obciach :/ 
Chwilę później karta SD odmówiła współpracy, to chyba palec boży ;)

Ten witraż pamiętałam doskonale. Tak na prawdę to był mój cel w Bazylice.







I nawet na BXVI załapałam się :)





Zamek św. Anioła (Castel Sant'Angelo)

 


Trasę do hotelu (po odbiór bagażu) poprowadziłam przez Piazza Navona i Panteon, poprzedniego wieczoru widziałam je w ciemnościach.







Piazza in Piscinula

Foto - Panasonic Lumix FZ50

wtorek, 23 listopada 2010

Włoskie historie

Listopad 2009. Pierwszy samotny lot (nie licząc ok. 80 innych pasażerów). Irena Szewińska spotkana w wc na Okęciu :) I Rzym. Miasto, które pamiętałam jak przez mgłę. Taką samą jaka spowiła pół roku wcześniej wspomnienia o Wenecji. Poprzednim razem byłam w Rzymie 15 lat wcześniej. Pamiętałam drzemkę pod piniami przy koloseum, witraż z Duchem św. w Bazylice św. Piotra oraz watykańskich strażników w kolorowych pasiakach. I tyle.
I jest listopad. W PL wsiadam w płaszczu, o którym zapominam przez kolejne dni. Włochy rozpieszczają wysokim, ciepłym słońcem po 16. W powietrzu czuć polską wiosnę.

Niestety, podróż do hotelu nie była taka piękna. Po co walizka na kółkach jak wszędzie są kocie łby? Czemu jest już ciemno, dookoła ciemnoskórzy sprzedają podróby torebek a na drzewach miliony szpaków. I do tego to odstraszanie ich przeraźliwymi dźwiękami. Szybciej wystraszą turystów niż bohaterów filmu Hitchcocka. No cóż, Rzym wita...

O samym hotelu napiszę niewiele, bo szkoda moich nerwów. W każdym razie, absolutnie nie polecam Domus Tiberina na placu Piscinula. Brrrr
Następnego dnia prawie zapominam, że nie mam drzwi prysznicowych a woda wypłynęła do mikroskopijnego pokoju. Ręcznik robi za dywan, łóżko za stolik śniadaniowy a tv udaje, że jest większy od mojej komórki.

Dojście na spotkanie służbowe obfitowało w cudne widoki. Osobiście mam jakiś sentyment do architektonicznych akcentów religijnych, szczególnie katolickich. Nie wiem skąd to się bierze, skoro do samej wiary (jakiejkolwiek) mam negatywny stosunek.


Isola Tiberina


Tevere (Tyber)



Portico di Ottavia



Piazza Mattei - la Fontana delle Tartarughe

Largo di Torre Argentina


Wieczorem, uzbrojona tylko w małą mapkę hotelową zwiedzałam co tylko mogłam. "Maszynę do pisania" pamiętam z poprzedniej wizyty. Ale wtedy widziałam ją w dzień, nocne oświetlenie robi niesamowite wrażenie. Na środku placu przed budynkiem tłum ludzi, większość pstryka fotki (prostymi małpkami używając flasha), inni fotografują (wielkie jasne obiektywy, statywy) i ja, ze swoim "ręcznym" statywem. Jak na takie warunki, zdjęcia są zadowalające :)

Corso Vittorio Emanuele II


Piazza Venezia - Monumento a Vittorio Emanuele II (maszyna do pisania)

Uwielbiam kasztany. Do niedawna, razem z kaki, były smakołykiem jednoznacznie kojarzącym się z Italią. Obecnie jedno i drugie można kupić w polskich sklepach. Jednak lokalna wersja przysmaku ma się nijak to oryginału. Moja porcję kupiłam przy "maszynie." Były wielkie i przepyszne. Spokojnie wystarczyły na spacer i nocną kolację w hotelu. Pycha!

Ciekawostka designerska spoglądała z witryny sklepu Murano. Na szczęście nie w moim guście, bo konto bankowe by tego nie przeżyło.

Foro Traiano

Ukochane Colosseo

S. Maria in Cosmedin


Fotka z krzywą wieżą jest ostatnią z tamtego dnia. Do hotelu wróciłam umordowana. Marzyłam o gorącym prysznicu. Niestety, włoscy specjaliści olali drzwi prysznicowe a raczej ich brak. Na szczęście łóżko miało materac i pościel, więc jakimś cudem odpoczęłam.

Foto - Panasonic Lumix FZ50

poniedziałek, 22 listopada 2010

Rzeszowskie

Nawet nie przypuszczałam, że niedaleko centrum Rzeszowa można oglądać takie widoki. Z tamtych górek widać osiedle obok mojego. Pogoda była cudna. Ciepłe słońce rzucało długie cienie na pagórkach. Wiatr brutalnie czesał trawy. Po kilku krokach pojawił się przed nami koziołek i w lekkich skokach uciekł do pobliskich zarośli. Jesienna, pierwszolistopadowa sielanka.

Rzeszów - Przybyszówka

Panasonic Lumix FZ50